Strasznie długo nie pisałam.. Właściwie to nie mam nic na swoje usprawiedliwienie, chyba że dziadowski komputer oraz brak weny? Poza tym wszystko zawalałam na całej linii. W święta przytyłam. Nie aż tak bardzo jak w wakacje, ale na tyle, żebym zaczęła ponownie kwestionować sens mojej egzystencji, co i jak robię codziennie. Nie udało mi się osiągnąć wyznaczonych celów.. Zdecydowanie zjebałam je po raz kolejny, bo wzrosły jeszcze bardziej. Już było tak dobrze. Jestem beznadziejna i tyle. Na szczęście rozpoczął się Nowy Rok. Kolejne lata lecą a ja umyślałam sobie, że oho, zaszaleję. Chyba pierwszy raz od kilku lat spróbuję ułożyć sobie postanowienie. Nie cholerne cele, nie cholerne fakty. Będę to nazywać tak jak wszyscy inni - postanowienie noworoczne. Moimi postanowieniami noworocznymi takimi najważniejszymi to na pewno: 1) Zaliczyć I semestr na studiach. 2) Zaliczyć II rok i przejść na III. 3) Schudnąć do 48 kg, do wakacji!!!! Będzie ciężko, ale chyba mam jakiś przypływ niewi...
żyję, walczę, powoli umierając