Szia!
Boże jak dawno mnie tutaj nie było. Tyle od stycznia się zmieniło, że nawet nie wiem o czym napisać.
Dobra... Poza tym, że piszę to sama dla siebie, bo nikt nie śledzi tego bloga.
Niestety w styczniu nie udało mi się zapanować nad skłonnościami autodestrukcyjnymi, więc skończyłam nie dość, że pijana, to jeszcze z cięciami na udach. Właściwie to nawet nie cięciami, bo w sumie to były mocne ślady po nożyczkach, ale jednak czyste dni poszły się jebać.
Dzień później moje hormony się uspokoiły na tyle, że umiałam myśleć racjonalnie. Mogłam poczekać jeden dzień i prawdopodobnie nic by się nie stało, ale byłam w dole :(
Jednakże semestr zimowy został pozytywnie zamknięty, bez żadnych zaległości! To jest bardzo dobra wiadomość, tym bardziej kiedy zaczyna odbudowywać się życie.
Normalnie pojechałabym do domu na trzy tygodnie, ale ze względu na pracę, musiałam zostać. Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Naprawdę.
Od stycznia jestem zdecydowanie silniejsza :) !
W pewien sposób zaczynam realizować swoje plany. Zmieniłam pracę na inną, w której zdobyłam doświadczenia. Szkoda tylko, że nie wszystko ułożyło się pomyślnie i po prostu nie dawałam sobie rady. Dużo się nauczyłam, ale mój skacowany mózg doszedł do wniosku, że liczą się inne rzeczy. Tego samego dnia złożyłam wypowiedzenie, ale z moim szczęściem znalazłam inną pracę.
Znowu wzbogacę swoje CV i uważajcie, bo w wakacje wyruszam na podbój. Nie, żeby ktoś miał się mnie bać. Jestem zwykłą dziewczyną :)
I niby tutaj może wyjść mój obraz - taka obowiązkowa, pracowita, itd. No nic bardziej mylnego.
Nie chcę nic mówić, ale odkąd wyszłam z tego całego bagna i moje życie ustabilizowało się, doszło do mnie że faktycznie jestem zdolna... Ale jestem także w cholerę leniwa!
To jest najgorsze połączenie, bo z jednej strony wiem, czemu mi się wcześniej udawało dużo rzeczy... Z drugiej strony choćbym chciała, aby nauka przemówiła do mnie ludzkim głosem, bardziej przekonujące argumenty daje laptop. :D I śmieszne filmiki.
Postanowiłam w weekend, że zaczynam z tym walczyć - dzisiaj uczę się na sprawdzian, siedziałam do czwartej rano wypisując słówka, robiąc ćwiczenia. Także wracam do nauki fińskiego, bo przyda się w czerwcu, jeśli mój wyjazd jednak wypali. No i zaczynam wstępną naukę estońskiego!
W poprzednim tygodniu wysłałam dokumenty na roczne stypendium, a w maju będę miała wyniki. Boję się i to strasznie. Nie wiem, czy sobie poradzę, ale to jest jedna z NAJLEPSZYCH DECYZJI, JAKĄ MOGŁAM PODJĄĆ! Gdybym tego nie zrobiła, żałowałabym i to na 100%.
I tak dochodzę do wniosku, że życie faktycznie pisze różne scenariusze. Szczerze? Dałabym wiele, aby zapomnieć o tym piekle, które przeszłam. Chciałabym to wymazać z mojego życia, bo samo pamiętanie jest najzwyczajniej w świecie - bolesne.
A z drugiej strony, kto wie czy gdyby nie to, trafiłabym tu, gdzie jestem. W najlepszym miejscu, w jakim mogłabym się znaleźć. Po tym całym szoku, podjęłam właściwą decyzję.
Chociaż mówiłam sobie przez cały czerwiec, że nie wiem, czy zostanę na tych studiach, to w głębi serca podjęłam już decyzję.
Zostaję.
Pamiętam dokładnie ten moment - weszłam do biblioteki i regałów, gdzie były węgierskie i fińskie książki. Miałam wybrać coś do mojej pracy, bo wzięłam się za to w ostatniej chwili.
Kiedy tam byłam, przeglądałam to nie chciałam odejść. Bo jest tyle pięknych i interesujących książek. Zawsze znajdzie się coś, co jednak mnie przekona.
Gdybym odeszła, uciekłabym po raz kolejny.
Jednak zostałam, ale i tak nie przeczytałam większości tych książek ;p Bo jestem urodzonym leniem.
Osiągnęłam sukces - nareszcie chcę żyć! Mam tyle planów na życie, że odstrasza mnie świadomość upływu czasu. Nie wiem, czy uda mi się wszystkie zrealizować, ale nie ważne co się stanie, odzyskałam to, czego nie miałam przez kilkanaście lat. To jest dla mnie największa motywacja.
Usiłuję wszystko odbudować i wiem, że jeszcze długa droga przede mną.
Zawsze, ale to zawsze po burzy wychodzi słońce. Tylko czasami musisz czekać na to długo, bardzo długo. W moim przypadku to 8-10 lat i musiało zdarzyć się coś, co wywróciło znowu mój świat o 360 stopni. Tak jak te 8-10 lat wcześniej, coś sprawiło, że mój dziecięcy świat musiał dorosnąć.
Choćby nie wiadomo co się działo. Nigdy się nie poddawajcie!
Jestem z Wami :*
Boże jak dawno mnie tutaj nie było. Tyle od stycznia się zmieniło, że nawet nie wiem o czym napisać.
Dobra... Poza tym, że piszę to sama dla siebie, bo nikt nie śledzi tego bloga.
Niestety w styczniu nie udało mi się zapanować nad skłonnościami autodestrukcyjnymi, więc skończyłam nie dość, że pijana, to jeszcze z cięciami na udach. Właściwie to nawet nie cięciami, bo w sumie to były mocne ślady po nożyczkach, ale jednak czyste dni poszły się jebać.
Dzień później moje hormony się uspokoiły na tyle, że umiałam myśleć racjonalnie. Mogłam poczekać jeden dzień i prawdopodobnie nic by się nie stało, ale byłam w dole :(
Jednakże semestr zimowy został pozytywnie zamknięty, bez żadnych zaległości! To jest bardzo dobra wiadomość, tym bardziej kiedy zaczyna odbudowywać się życie.
Normalnie pojechałabym do domu na trzy tygodnie, ale ze względu na pracę, musiałam zostać. Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Naprawdę.
Od stycznia jestem zdecydowanie silniejsza :) !
W pewien sposób zaczynam realizować swoje plany. Zmieniłam pracę na inną, w której zdobyłam doświadczenia. Szkoda tylko, że nie wszystko ułożyło się pomyślnie i po prostu nie dawałam sobie rady. Dużo się nauczyłam, ale mój skacowany mózg doszedł do wniosku, że liczą się inne rzeczy. Tego samego dnia złożyłam wypowiedzenie, ale z moim szczęściem znalazłam inną pracę.
Znowu wzbogacę swoje CV i uważajcie, bo w wakacje wyruszam na podbój. Nie, żeby ktoś miał się mnie bać. Jestem zwykłą dziewczyną :)
I niby tutaj może wyjść mój obraz - taka obowiązkowa, pracowita, itd. No nic bardziej mylnego.
Nie chcę nic mówić, ale odkąd wyszłam z tego całego bagna i moje życie ustabilizowało się, doszło do mnie że faktycznie jestem zdolna... Ale jestem także w cholerę leniwa!
To jest najgorsze połączenie, bo z jednej strony wiem, czemu mi się wcześniej udawało dużo rzeczy... Z drugiej strony choćbym chciała, aby nauka przemówiła do mnie ludzkim głosem, bardziej przekonujące argumenty daje laptop. :D I śmieszne filmiki.
Postanowiłam w weekend, że zaczynam z tym walczyć - dzisiaj uczę się na sprawdzian, siedziałam do czwartej rano wypisując słówka, robiąc ćwiczenia. Także wracam do nauki fińskiego, bo przyda się w czerwcu, jeśli mój wyjazd jednak wypali. No i zaczynam wstępną naukę estońskiego!
W poprzednim tygodniu wysłałam dokumenty na roczne stypendium, a w maju będę miała wyniki. Boję się i to strasznie. Nie wiem, czy sobie poradzę, ale to jest jedna z NAJLEPSZYCH DECYZJI, JAKĄ MOGŁAM PODJĄĆ! Gdybym tego nie zrobiła, żałowałabym i to na 100%.
I tak dochodzę do wniosku, że życie faktycznie pisze różne scenariusze. Szczerze? Dałabym wiele, aby zapomnieć o tym piekle, które przeszłam. Chciałabym to wymazać z mojego życia, bo samo pamiętanie jest najzwyczajniej w świecie - bolesne.
A z drugiej strony, kto wie czy gdyby nie to, trafiłabym tu, gdzie jestem. W najlepszym miejscu, w jakim mogłabym się znaleźć. Po tym całym szoku, podjęłam właściwą decyzję.
Chociaż mówiłam sobie przez cały czerwiec, że nie wiem, czy zostanę na tych studiach, to w głębi serca podjęłam już decyzję.
Zostaję.
Pamiętam dokładnie ten moment - weszłam do biblioteki i regałów, gdzie były węgierskie i fińskie książki. Miałam wybrać coś do mojej pracy, bo wzięłam się za to w ostatniej chwili.
Kiedy tam byłam, przeglądałam to nie chciałam odejść. Bo jest tyle pięknych i interesujących książek. Zawsze znajdzie się coś, co jednak mnie przekona.
Gdybym odeszła, uciekłabym po raz kolejny.
Jednak zostałam, ale i tak nie przeczytałam większości tych książek ;p Bo jestem urodzonym leniem.
Osiągnęłam sukces - nareszcie chcę żyć! Mam tyle planów na życie, że odstrasza mnie świadomość upływu czasu. Nie wiem, czy uda mi się wszystkie zrealizować, ale nie ważne co się stanie, odzyskałam to, czego nie miałam przez kilkanaście lat. To jest dla mnie największa motywacja.
Usiłuję wszystko odbudować i wiem, że jeszcze długa droga przede mną.
Zawsze, ale to zawsze po burzy wychodzi słońce. Tylko czasami musisz czekać na to długo, bardzo długo. W moim przypadku to 8-10 lat i musiało zdarzyć się coś, co wywróciło znowu mój świat o 360 stopni. Tak jak te 8-10 lat wcześniej, coś sprawiło, że mój dziecięcy świat musiał dorosnąć.
Choćby nie wiadomo co się działo. Nigdy się nie poddawajcie!
Jestem z Wami :*
Komentarze
Prześlij komentarz