Omijam wszystkie dni, przez które nic nie pisałam. Dzisiaj udało mi się poćwiczyć i jestem z siebie dumna. Może w małym skrócie, co się działo ostatnio.. Hmm, jestem właściwie ciągle na diecie, jakimś cudem spadła mi waga. Odkąd mama wyjechała chyba idzie mi coraz lepiej, ale wszystkie dni włącznie z czwartkiem były naznaczone zakazanym jedzeniem. Wczoraj na szczęście udało mi się powstrzymać przed pójściem do sklepu i kupieniem czegokolwiek słodkiego. Chociaż mam taką wielką ochotę, że zjadłabym nawet swoją rękę, gdyby była z czekolady. Dobrze, że nie jest. Śmieszne, bo wiem, że powinnam się mierzyć, ale za każdym razem, gdy ona spada czuję się o wiele lepiej. Przez moment. Potem przychodzi świadomość, że nieważne ile będę na niej widzieć, zawsze będę za gruba. Dzisiaj popatrzyłam w lustro, usiłowałam zrobić zdjęcie.Potem porównywałam je ze zdjęciami, z najwyższej wagi. Jest różnica, czuję różnicę, ale jej nie widziałam. Jak zawsze to ciało było/jest/będzie odrażające i pewne...
żyję, walczę, powoli umierając