Przejdź do głównej zawartości

Sobota (6 dzień)

Omijam wszystkie dni, przez które nic nie pisałam.
Dzisiaj udało mi się poćwiczyć i jestem z siebie dumna.

Może w małym skrócie, co się działo ostatnio.. Hmm, jestem właściwie ciągle na diecie, jakimś cudem spadła mi waga. Odkąd mama wyjechała chyba idzie mi coraz lepiej, ale wszystkie dni włącznie z czwartkiem były naznaczone zakazanym jedzeniem.
Wczoraj na szczęście udało mi się powstrzymać przed pójściem do sklepu i kupieniem czegokolwiek słodkiego. Chociaż mam taką wielką ochotę, że zjadłabym nawet swoją rękę, gdyby była z czekolady.
Dobrze, że nie jest.

Śmieszne, bo wiem, że powinnam się mierzyć, ale za każdym razem, gdy ona spada czuję się o wiele lepiej. Przez moment.
Potem przychodzi świadomość, że nieważne ile będę na niej widzieć, zawsze będę za gruba. Dzisiaj popatrzyłam w lustro, usiłowałam zrobić zdjęcie.Potem porównywałam je ze zdjęciami, z najwyższej wagi. Jest różnica, czuję różnicę, ale jej nie widziałam.
Jak zawsze to ciało było/jest/będzie odrażające i pewne wylewającego się tłuszczu. Ohydne.

Dzisiaj miałam rozgrzewkę z Mel B, 2x ćwiczenia z Tiffany i ćwiczenia na wewnętrzną stronę ud.

Trochę mi jest zimno, ale to przez okno. Oczywiście ja mądra doszłam do wniosku, że na kaloryferze muszą wyschnąć mi spodnie, tylko jest za gorąco + zaczęła mnie boleć głowa (nie wiem, czy od tego :o). Nie mogłam zmniejszyć pokrętełka, ale okno zawsze dobre.

Pójdę owinąć się kocykiem, zaraz zrobię coś do jedzenia, bo limit muszę wypełnić... Właściwie to nie mam wielkiej weny na pisanie, więc lepiej skończę.
Miłego wieczoru, weekendu.. Chociaż i tak nikt tego nie czyta.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Dwudziesty stycznia

Wczoraj napisałam pierwszy post, dzisiaj muszę już kolejny.. Muszę pozbyć się tej nienawiści, która się we mnie zbiera.. Od pewnego czasu jest jej coraz więcej i dobrze wiem z jakiego powodu. Przenosi się ona na moją współlokatorkę.. Właściwie to uważam, że ona jest winna temu cholernemu makaronowi, który musiałam dzisiaj zjeść. Gdybym z nią nie gotowała to pewnie, że nic bym nie zjadła, oprócz sałatki, po którą bym poszła. Staram się jak mogę, żeby tego nie czuć, ale czuję. Jestem na nią wściekła. Zapytała się mnie, czemu ja nie gotuję. To powiedziałam, że teraz jakoś nie jem mięsa, a w moim kraju zazwyczaj się to je w niedzielę. Zaśmiała się i zaczęła coś mówić, ale nie za bardzo zrozumiałam co. Ale to nie jest prawda. Teraz to nie jest powód, dla którego nie gotuję. Nie gotuję, bo najzwyczajniej w świecie NIE CHCĘ JEŚĆ. NIE CHCĘ. Czy to jest aż tak trudne do zrozumienia? Tak. Bo wszyscy wokoło uważają, że trzeba jeść.. Nie cholera, nie trzeba. Nikt nie ma prawa mnie do tego zmusza...

Niedziela

Haha, miałam napisać, że znowu koniec weekendu.. No dobra, niby taka jest prawda, ale spójrzmy prawdzie w oczy - jest dopiero niedzielne popołudnie. Tutaj jest przepiękna pogoda i pewnie, gdyby nie moje zamiłowanie do późnego weekendowego wstawania, siedziałabym może gdzieś na zewnątrz? Może wtedy uniknęłabym wielkiego śniadania i połączenia tego z obiadem? Tak, trochę jestem dzisiaj podłamana.. Zaczęłam normalnie jeść, więc tyję i tyję, i nie mogę tego zatrzymać. Od jutra zaczynam 750, więc powodzenia dla mnie, bo ten tydzień powinnam skończyć na 800 kcal. Wiem, że dam radę, ale jednocześnie w głębi siebie czuję jakiegoś rodzaju niepokój.. Że będzie więcej tłuszczu, więcej wszystkiego i końcowy rozrachunek będzie taki, że będę miała takie same wymiary jak we wrześniu.. Że utonę w tym wielkim tłuszczu, a potem cała karuzela zacznie się od początku :( Ciągle mam wrażenie, że jakimś cudem usiłuję siebie oszukać.. Ze wszystkim. Ze spacerami, z ćwiczeniami, z odkładaniem wszystkiego... Mo...

Bo w końcu robię to, co kocham!

Szia! Boże jak dawno mnie tutaj nie było. Tyle od stycznia się zmieniło, że nawet nie wiem o czym napisać. Dobra... Poza tym, że piszę to sama dla siebie, bo nikt nie śledzi tego bloga. Niestety w styczniu nie udało mi się zapanować nad skłonnościami autodestrukcyjnymi, więc skończyłam nie dość, że pijana, to jeszcze z cięciami na udach. Właściwie to nawet nie cięciami, bo w sumie to były mocne ślady po nożyczkach, ale jednak czyste dni poszły się jebać. Dzień później moje hormony się uspokoiły na tyle, że umiałam myśleć racjonalnie. Mogłam poczekać jeden dzień i prawdopodobnie nic by się nie stało, ale byłam w dole :( Jednakże semestr zimowy został pozytywnie zamknięty, bez żadnych zaległości! To jest bardzo dobra wiadomość, tym bardziej kiedy zaczyna odbudowywać się życie. Normalnie pojechałabym do domu na trzy tygodnie, ale ze względu na pracę, musiałam zostać. Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Naprawdę. Od stycznia jestem zdecydowanie silniejsza :) ! W pewien spo...