Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z listopad, 2014

Sobota (6 dzień)

Omijam wszystkie dni, przez które nic nie pisałam. Dzisiaj udało mi się poćwiczyć i jestem z siebie dumna. Może w małym skrócie, co się działo ostatnio.. Hmm, jestem właściwie ciągle na diecie, jakimś cudem spadła mi waga. Odkąd mama wyjechała chyba idzie mi coraz lepiej, ale wszystkie dni włącznie z czwartkiem były naznaczone zakazanym jedzeniem. Wczoraj na szczęście udało mi się powstrzymać przed pójściem do sklepu i kupieniem czegokolwiek słodkiego. Chociaż mam taką wielką ochotę, że zjadłabym nawet swoją rękę, gdyby była z czekolady. Dobrze, że nie jest. Śmieszne, bo wiem, że powinnam się mierzyć, ale za każdym razem, gdy ona spada czuję się o wiele lepiej. Przez moment. Potem przychodzi świadomość, że nieważne ile będę na niej widzieć, zawsze będę za gruba. Dzisiaj popatrzyłam w lustro, usiłowałam zrobić zdjęcie.Potem porównywałam je ze zdjęciami, z najwyższej wagi. Jest różnica, czuję różnicę, ale jej nie widziałam. Jak zawsze to ciało było/jest/będzie odrażające i pewne...

Ból

Znasz ten rodzaj bólu? Rozrywającego Cię na kawałeczki w każdym calu ciała? Zawsze, gdy to się zaczyna, chwytasz się za głowę. Tak jakbyś wiedział, że to tam siedzi, że to tam jest, nawet jeśli nie masz pewności, co to właściwie jest. Potem rzucasz się na łóżko i nadal trzymając głowę, tarzasz się, bo inaczej nie można tego określić. Po policzkach zaczynają spływać zimne, słone łzy.. A Twoje usta? Wargi rozchylają się nieznaczenie, potem coraz bardziej i bardziej... Jednak ponownie wychodzi z nich jedynie niemy krzyk, ginący w przerażającej pustce ciemnego pokoju. Nienawidzę tych momentów tak bardzo, że z chęcią zabiłabym się, tylko po to, aby tego nie czuć. Dla świętego spokoju. Tak, już dawno do mnie dotarło, że jedynie śmierć jest w stanie mi zapewnić to, czego tak naprawdę pragnę od zawsze - ciszy, spokoju i tego, aby nie czuć. Ta egzystencja jest przepełniona bólem, ciągłą walką i brakiem siły. Czy z takiej mieszanki może powstać coś wspaniałego? Nie. Jeśli ktoś nie wie...

Dzień Pierwszy

Miałam dzisiaj napisać notkę, ale najpierw dodam swój jadłospis, czy coś. Nie, nie jest zdrowy. Robię to właściwie dla siebie.. Robię to wszystko przez siebie. Wątpię, żebym przestała. Przynajmniej nie w najbliższym czasie, bo nie mam na to siły. Powtarzam się, ale taka jest prawda. Śniadanie: Kawa czarna - 200g Jabłko - 100g Zielona herbata - 200g Bułka z ziarnami - 70g Pomidor - 3 plasterki 60g President 0% do smarowania - 20g Drugie śniadanie: Bułka z ziarnami - połówka 35g Pomidor - 1 plasterek 20g President 0% do smarowania - myślę, że to było w granicach 10-15g Obiad: Kiwi - 75g Wafle ryżowe z Sonko - 2 - 20g Miód pszczeli - 25g Herbata z cytryną - 400g Kolacja: Chleb z ziarnami - 3 kromki - 105g :( Szynka - 3 plasterki - 45g :( Masło - 5-10g :( Herbata cytrynowa - 200g Poza tym: Jak świnia wpieprzyłam dwa wafelki .. Miałam ich jeszcze więcej, bo dostałam razem z ciastem, ale wywaliłam wszystko do kosza. Czuję się okropnie, ale musiałam. Inaczej bym...

Początek

Podobno początki zawsze są najtrudniejsze. Właściwie założyłam tego bloga, który jest moim kolejnym, aby uciec od tamtych. Tutaj tematyka będzie trochę inna, skupiająca się bardziej na moich obecnych celach. Właściwie jednym celu.  Generalnie nie wiem, co napisać. Odchudzam się? Właściwie to złe określenie, bo do jasnej cholery od gimnazjum nie potrafię normalnie jeść. Jedzenie ciągle mnie otacza, a waga chodzi za mną jak widmo. Każdy wzrost jest tragedią i ściąga kolejne kataklizmy, natomiast spadki.. Spadki są tymi najlepszymi chwilami.  Jednak nie na długo. Zazwyczaj potem uświadamiam sobie, że to ciągła walka. Obecnie walczę sama z sobą. Chciałabym kiedyś zawalczyć o siebie. Obecny cel jest dla mnie jasny. 52 kg do Sylwka.  Tylko, czy może aż 3 kg?  Haha, biorąc pod uwagę, że straciłam ok. 8 kg od czerwca to może być tylko .. Chociaż pozostanę przy aż .  Bardziej mi się podoba.  Wymiary też się bardzo liczą, więc nie mogę o nich zapomnieć....