Haha, miałam napisać, że znowu koniec weekendu.. No dobra, niby taka jest prawda, ale spójrzmy prawdzie w oczy - jest dopiero niedzielne popołudnie. Tutaj jest przepiękna pogoda i pewnie, gdyby nie moje zamiłowanie do późnego weekendowego wstawania, siedziałabym może gdzieś na zewnątrz? Może wtedy uniknęłabym wielkiego śniadania i połączenia tego z obiadem? Tak, trochę jestem dzisiaj podłamana.. Zaczęłam normalnie jeść, więc tyję i tyję, i nie mogę tego zatrzymać. Od jutra zaczynam 750, więc powodzenia dla mnie, bo ten tydzień powinnam skończyć na 800 kcal. Wiem, że dam radę, ale jednocześnie w głębi siebie czuję jakiegoś rodzaju niepokój.. Że będzie więcej tłuszczu, więcej wszystkiego i końcowy rozrachunek będzie taki, że będę miała takie same wymiary jak we wrześniu.. Że utonę w tym wielkim tłuszczu, a potem cała karuzela zacznie się od początku :( Ciągle mam wrażenie, że jakimś cudem usiłuję siebie oszukać.. Ze wszystkim. Ze spacerami, z ćwiczeniami, z odkładaniem wszystkiego... Mo...
Właściwie to teraz nie mam pojęcia, co napisać.. Miałam trochę ciężki dzień, bo jem więcej i tyję, i mam problem z zaakceptowaniem tego. Wydaje mi się, że strasznie się rozrastam, nawet jeśli tylko odrobinę. Mam nadzieję, że to nie powstrzyma mnie i nadal będę trwała w mojej recovery.. Chcę być po prostu zdrowa i normalnie żyć. Dodatkowo strasznie stresuje mnie sprawa z okresem, bo dopiero w przyszłym tygodniu prawdopodobnie dowiem się, czy może cokolwiek dostanę, czy nie. Postanowiłam, że to plamienie policzę jako okres.. Wobec tego powinnam dostać cokolwiek w przyszłym tygodniu, ale kto wie. Jak na razie to pójdę spać, bo rano chciałam pójść biegać. Niby wieczorem jestem wstępnie umówiona z koleżanką, ale nie wiem, czy coś z tego wyjdzie. Zależy od mojego psychicznego samopoczucia i tego, czy będę na siłach, aby zjeść dużo kalorycznych rzeczy.. Bo powinnam się 3 kwietnia mierzyć i ważyć, po to aby wiedzieć w jakim momencie jestem. Nie chcę, aby jeden wieczór zaważył na tym, że będę c...